Jak już pewnie zdążyliście zauważyć, pani Picoult zajmuje nie tylko na tym blogu, ale i w moim (czytelniczym) sercu sporo miejsca. Jej książki są oryginalne i odważne, zmuszają do myślenia i postawienia się na miejscu bohaterów.
Dziś postanowiłam dać szansę pozycji Pół życia (tak w ogóle nie mam pojęcia jak to się odmienia. "Postanowiłam dać szansę Połowie życia?), tylko i wyłącznie głównie dlatego, że tematem przewodnim były wilki. No i oczywiście z powodu autorki, której zdążyłam już zaufać :D
Luke Warren pełni rolę członka rodziny i badacza wilków. Dodatkowo jest sławny na cały świat: przez długi czas mieszkał w dziczy z ukochanymi zwierzętami, polował i jadł to co one. Niestety, po owej podróży nie dał rady ponownie wcielić się w rolę ojca i męża, przez co jego syn Edward wyjechał, żona Georgia wniosła pozew o rozwód, a córka Cara musiała zdecydować, z kim chce zamieszkać.
Gdy wydaje się, że sytuacja jest już nie do naprawienia, Cara i Luke uczestniczą w groźnym wypadku samochodowym. Dziewczyna odzyskuje przytomność już po kilku godzinach, lecz jej ojciec zapada w śpiączkę. Wydarzenie to zmusza rozbitą i skrzywdzoną przez mężczyznę rodzinę do ponownego zjednoczenia. Przed nimi trudne decyzje, skrywane tajemnice, nigdy niewypowiedziane zarzuty, ale i trudna podróż do miłości i zrozumienia, którą muszą odbyć razem.
Fabuła
Jeśli ktoś śledzi mojego bloga od jakiegoś czasu, na pewno zauważył, że kocham wilki. Inspirują mnie i, co tu dużo mówić, bardzo je podziwiam za oddanie i zorganizowanie.
Ważnym atutem powieści jest fakt wszechobecności tych zwierząt. Porównywani są do nich bohaterowie, różne sytuacje, czasami stają się swoistymi usprawiedliwieniami podejmowanych decyzji. Tym bardziej nie pasuje mi tutaj okładka i sam tytuł, ale o tym później :)
Dalej, jak już w każdej książce tej pani, mamy motyw sądu. Tym razem chodzi o pytanie, czy utrzymać Luke'a przy życiu w nadziei, że zbudzi się mimo opinii lekarzy niedających mu żadnych szans. Na przeciwko siebie staje rodzeństwo, Edward i Cara. Ich sytuacja zagęszcza się jeszcze bardziej z powodu blizn przeszłości, niewypowiedzianych oskarżeń.
Co tu dużo mówić - nie chcę Wam zbyt wiele zdradzać, uważam, że o lekturach tego typu każdy powinien wyrobić swoje własne zdanie. Za kogo będziecie trzymać kciuki, czy uznacie Luke'a za niezrozumianego, czy może za nieodpowiedzialnego... W tej historii, uwierzcie mi, wilki, rodzina i moralność stoczą ze sobą bój, który każdy czytelnik musi rozsądzić osobiście.
Ocena: 5/5
Bohaterowie
Fakt, że jakąś pozycję napisała Jodi można wyczuć na odległość po kilku prostych sygnałach: wątek sądu, trudna decyzja, która wymaga poświęcenia i rozdziały podzielone ze względu na punkty widzenia bohaterów.
Pierwsza z nich, Cara, to twarda i doświadczona przez życie dziewczyna. Gdy jej rodzina się rozpadła, zamieszkała z tatą, który często wolał przebywać z wilkami niż z nią, ale i tak zajmuje on najważniejsze miejsce w jej sercu.
Jej brat, Edward, wyjechał, a tak naprawdę uciekł z domu sześć lat temu. Powodem tak nieoczekiwanego zwrotu akcji była jego kłótnia z ojcem, po której spakował się i złapał pierwszy lot za granicę.
Ich matka, Georgia, po rozwodzie z mężem ułożyła sobie życie na nowo. Ma męża, dwójkę bliźniaków i życie, o jakim marzyła - pełne miłości i spokoju. Gdy Luke trafia do szpitala, a jej dzieci nie dość, że muszą podjąć decyzję, która zmieni ich życie, to jeszcze stoją po przeciwnych stronach, zdaje sobie sprawę, że będzie musiała odpowiedzieć na pytanie: co jest w życiu ważne?
Jej nowy mąż, Joe, nie wyróżniał się na ich tle jakoś szczególnie, ośmielę się nawet powiedzieć, że był wykreowany (jak na poziom Picoult) dość przeciętnie, podobnie jak kurator sądowy czy prawniczka Cary.
Na sam koniec - Luke. Postać bez wątpienia dobrze wykreowana, choć przedstawia się on nam jedynie za pomocą wspomnieć. Rozdziały prowadzone z jego perspektywy miały nam za zadanie ukazać jego przeszłość, decyzje, punkt widzenia. Nie dowiadujemy się nic co sądzi o sytuacji, w której stawką jest jego życie. Jego narracja jest także pełna wilków, wilkowatości. Wspomina o nich, porównuje do ludzi, do wydarzeń, których był świadkiem. A co jeszcze lepsze, przybliża je nam, tłumaczy, jak wygląda ich życie w watasze.
Podsumowując, poziom wykreowania bohaterów ogólnie dobry, ale jak na możliwości pani Picoult byłam trochę zawiedziona. Za duży plus uznaję fakt, że świat tych cudownych zwierząt przybliżał nam jeden z bohaterów, a nie że były to suche wiadomości przekopiowane z Wikipedii.
Ocena: 4/5
Styl pisania
Tutaj mogę z czystym sercem stwierdzić, że Jodi Picoult z zadania wywiązała sie jodipicoultowsko - mistrzowsko i oryginalnie. Powieść czytało się lekko i szybko, każda kolejna strona była warta poświęconego czasu i zawierała nowe niespodzianki. Cała fabuła zmierzała w jednym kierunku - ku ciężkiej do podjęcia decyzji, wymagającej zastanowienia i z całą pewnością poświęcenia.
Jak na razie każda przeczytana przeze mnie książka (oczywiście napisana przez tą panią) zawierała w sobie słownictwo trudne do zrozumienia dla niebiolchema (ja). Na szczęście - co też zasługuje na uwagę i pochwałę - każdy termin był odpowiednio dobrze wytłumaczony, dzięki czemu poza niewątpliwą przyjemnością można się było z tej historii sporo dowiedzieć, zarówno o wilkach, jak i medycynie.
Ocena: 5/5
Okładka
Chciałam dać tej książce 20/20, chociażby za sam klimat, ale moje plany dość skutecznie zniszczyła okładka. Co najśmieszniejsze, nie chodzi nawet o to, że jest brzydka, ale tak bardzo niepasująca do treści...Grafik przy tej pozycji miał naprawdę spore pole do popisu. Wilki, szpital, rozbita rodzina, tajemnica, przeszłość...A umieścił na niej ojca (który mógłby być Lukiem, gdyby choć trochę go przypominał) i syna (który w bardzo odległej przeszłości mógł być Edwardem) i to nad jakimś morzem, o którym nie było nawet wspomnienia. Nie ukrywam też, że sama w sobie oprawa graficzna prezentuje się, jak wspomniałam, nie brzydko, ale przeciętnie.
I sam tytuł...Co on ma symbolizować? Zwłaszcza, że w oryginalne było to "Lone wolf" (ang. Samotny wilk), co idealnie pasuje do wykreowanego świata. Chciałabym podkreślić, że ocenę daję z ciężkim sercem i spora nutką zawodu.
Ocena: 2/5
OCENA KOŃCOWA: 16/20
PODSUMOWANIE: "Pół życia" Jodi Picoult to wzruszająca, głęboka i trudna historia o rodzinie podzielonej przez tajemnice i niezrozumienie. Dodatkowo, przypomina nam o tym, co w życiu ważne i uczy doceniać każdą sekundę - dokładnie tak, jak robią to wilki, dla których każdy dzień może być tym ostatnim. Moim zdaniem i od bohaterów, i od samych zwierząt możemy się wiele nauczyć - jak żyć i jak interpretować sytuacje i zachowania. Ja bardzo polecam - dla miłośników wilków, trudnych decyzji i zaskakującego zakończenia.
~~
Czytaliście? Macie zamiar? :) Na koniec chciałabym jeszcze podkreślić, że mimo wysokiej oceny bardziej polecam pozostałe książki tej pani, do których recenzje znajdziecie tutaj:
Bez mojej zgody | To, co zostało
Cześć! :D
Uświadomiłam sobie, że od ponad półtora roku dzielę recenzje na cztery główne kategorie, a nigdy nie podzieliłam się z Wami sekretem, skąd to się w ogóle wzięło. Kilka osób wyraziło się już w komentarzach, że podoba im się taki podział i pytało o inspirację.
Co do serii Słów kilka, nie mam pojęcia co ile (i czy jeszcze) będzie się pojawiać. Uznałam, że stworzę ją, aby nieco przybliżyć Wam działanie i historię mojego bloga, dzięki czemu wszystko będzie w jednym miejscu. Do posta z tej serii można uznać "Taki szczególny dzień", bardzo zachęcam do zapoznania się <3
A nie przedłużając, zapraszam! ^^
Pomysł
Pomysł pojawił się dzięki tej samej osobie, która pośrednio stoi za założeniem tego zakątka internetu: Mai z kanału Maja K., dawniej Towartoczytac. Od dłuższego czasu porzuciła już tę metodę, ale kiedyś recenzowała tak każdą pozycję: oceniała ją w tych czterech kategoriach w skali 1-5. Od samego początku wydawało mi się to świetnym pomysłem, bo posty "niepodzielone" zdarzało mi się odbierać jako...lekko chaotyczne, bez wyraźnej granicy. Nie chcę oczywiście powiedzieć, że sposób inny niż mój jest zły, bo wiem, że znaczna większość blogerów woli pisać ciągiem, próbuję tylko wytłumaczyć moją decyzję :D
Jak już mówiłam, Maja swojego sposobu przestała używać od dawna. Ja jednak tak się zżyłam z tą metodą, że postanowiłam korzystać z niej dalej, a teraz nie wyobrażam sobie recenzji napisanej przeze mnie innym sposobem :) Nawet kiedy piszę do gazetki szkolnej, na brudno robię to tak, jakbym pisała na bloga, a wysyłam po prostu wersję bez nagłówków "fabuła", "bohaterowie" itp. :D
Fabuła
Fabuła - co to, jak ja ją rozumiem i czym się różni od streszczenia książki, które umieszczam nad zdjęciem okładki?
Według mnie fabuła to klimat, tempo akcji, nieprzewidywalność i same wydarzenia, a opis - jedynie streszczenie co się będzie działo. Oczywiście nie oceniam jej według jedynie tych czterech kryteriów, zwykle dodaję coś od siebie, ale są one stałymi, które staram się wpleść w każdą recenzję.
Słownik języka polskiego PWN twierdzi, że fabuła to układ zdarzeń, wątków przedstawionych w utworze literackim lub w filmie, czyli wydarzenia następujące po sobie w danym porządku. Ja zdecydowałam się trochę rozszerzyć ten opis i mam nadzieję, że uważacie to za dobry pomysł :)
Bohaterowie
Bohaterowie mają cudowną moc, nawet w pozycjach niefantastycznych: potrafią całkowicie zmienić odbiór książki, bez względu na fabułę czy styl pisania. Co z tego, że lektura napakowana jest akcją, a zagadki i niespodzianki czekają na każdym kroku, skoro główny bohater jest pełnym samouwielbienia, nieśmiesznosarkastycznym egoistą? I przyznajcie: czy nie czytaliście choć jednej pozycji, w której mimo mdłej akcji i dłużących się dialogów nie poddawaliście się, właśnie dla postaci?
Tutaj, w odróżnieniu od kategorii "fabuła", nie mogę podać jasno i stale co składa się na wystawioną ocenę. Przeszłość, wybory, dialogi...Mogę wysoko ocenić powieść, w której nie polubiłam ani jednej osoby, ale przynajmniej wiem dlaczego: znam ich historię, a cechy charakteru nie są jedynie wypisane, ale zobrazowane decyzjami. Podobnie, mimo "chodzącego ideału": uczynnego, miłego i odważnego, bez większego trudu mogę go uznać za wykreowanego mdle i stereotypowo.
Ponownie zajrzałam do słownika i tym razem definicja brzmi: główna postać w utworze literackim, filmie, operze. Ja dodatkowo sądzę, że opisywanie jedynie wspomnianej "głównej postaci" byłoby całkowitym niedosytem, bo osoby poboczne także mają ogromny wpływ na rozwój i odbiór fabuły, przynajmniej według mnie :)
Styl pisania
Tutaj jestem już całkowicie uzależniona od odbioru danej powieści. Ocenianie stylu to zbiór moich przemyśleń co do dialogów, opisów, klimatu czy ciągłości akcji. Często zdarza mi się wspomnieć, czy ciężko było się oderwać, ale poza tym, jak powtarzam, 99% zależy od samej książki. Bardzo często zdarza mi się uważać tę kategorię za najtrudniejszą i to z nią podczas pisania recenzji mam najwięcej problemów. Nie znaczy to jednak, że jej nie lubię, ponieważ dzięki niej mogę muszę dokładnie przeanalizować całą lekturę i poświęcić jej chwilę uwagi.
Co do słownika, o stylu pisania nie mówi nic :)
Okładka
Już naprawdę nie raz zdarzało się, że tragiczna ocena tragicznej książki została uratowana przez cudną okładkę, a cudowna pozycja - zniszczona przez tragiczną oprawę graficzną. Sama kilka razy zastanawiałam się, czy nie zmienić punktacji, bo, gdyby się zastanowić, okładka nie ma nic wspólnego z treścią. Stwierdziłam jednak, a teraz chciałabym się tym z Wami podzielić, żeby poznać Waszą opinię, że przy wyborze lektury sugerujemy się oprawą, i to bardzo. Wiem, że większość osób zaprzecza, sama staram się tego nie robić, ale przyznajcie: macie przed sobą dwa dzieła, o których nie wiecie. Na jednym widnieją zawijasy, pióra, złoto i cuda i dziwy, a na drugim rysunki z pajnta. Którą weźmiecie? :D
I już ostatni raz zaglądająć do słownika: jedna z dwóch lub obie zewnętrzne karty książki, broszury, zeszytu itp. Ja zazwyczaj opisuję tylko tą "głównę kartę", a o grzbiecie czy tyle nie wspominam. Nie robię tego z konkretnego powodu, po prostu nie zwracam na to uwagi :)
Czy 20/20 = 20/20?
Ktoś się domyślił, o co mi chodzi? :D
Nie wiem czy wiecie (choć mogliście to zauważyć), że naprawdę lekką ręką przyznaję bardzo wysokie oceny, nie lubię krytykować i ogólnie staram się widzieć tylko pozytywy. Dlatego właśnie max maxowi NIE równy!
Recenzowałam pozycje, które po prostu nie miały w sobie nic złego - akcja szybka, bohaterowie dobrze wykreowani, styl pisania lekki, a okładka przyciągają wzrok. Niestety nie zostawały mi one w pamięci na szczególnie długo, a gdy ktoś pytał "jakie książki lubię" nawet o nich nie myślę. Nie znaczy to, że nie danej lektury nie polecam czy coś. To ten typ książek, które są dobre, bo nie są złe.
Ale trafiam też na książki, które są dobre, bo są dobre. Zmieniają punkt widzenia czy opinię o danym gatunku. Chcę je polecać każdemu i lubię do nich wracać.
Czy takie mieszanie mi przeszkadza? Szczerze, nie bardzo. Jeśli książka dostała maxa, to znaczy, że coś w niej jest i, nieważne z jakiego powodu te 20/20 dostała, chcę, by jak najwięcej osób ją przeczytało :)
~~
Ode mnie to już by było wszystko. A jak powstał Wasz blog? Skąd wzięliście inspirację?