O tej książce marzyłam, kiedy
tylko dowiedziałam się, że taka istnieje. Tematyka, pomysł i świat
przedstawiony wydawał mi się oryginalny, a zarazem ciekawy, inny niż wszystkie,
ale po prostu czułam, że mi się spodoba. Na szczęście mój nos książkoholika
mnie nie zawiódł, a teraz moja kolej, aby polecić tę lekturę Wam :)
Rok około 2040. W świecie, w którym
żyje 16-letnia Rory firmy takie jak Samsung czy Apple zostały zastępione przez
Gnosis, Wikipedia przez Panoptikona, a intuicja i rozsądek- przez aplikację
Lux, która podpowiada co zrobić w danej sytuacji, co zjeść, z kim się
przyjaźnić, co odpowiedzieć czy nawet komu zaufać. Co dziwne, ale
niestety-bardzo możliwe do spełnienia-ludzie nie dość, że zgadzają się na nową
opcję życia, to jeszcze niezwykle chętnie z niej korzystają. Nasza bohaterka
także nie wyobraża sobie przetrwania w codzienności bez Luxa.
Pewnego dnia dziewczyna otrzymuję wiadomość, że została przyjęta do
elitarnej szkoły dla niezwykle inteligentnych-Theden-do której uczęszczała także
jej nieżyjąca już matka. Tam Rory poznaje Northa- z pozoru pracownika kawiarni,
prowadzącego jednak drugie, ukryte życie. Chłopak, nie korzystający z nowych
cudów techniki, uświadamia dziewczynie, że jej życie nie jest tak idealne i
proste, jak próbuje jej wmówić Gnosis-jej i milionom, niemal miliardom innych
użytkowników. Razem ta para postanawia przeciwstawić się ogromnemu
niebezpieczeństwu, jakie grozi ludzkości ze strony potężnych twórców
oprogramowania.
Fabuła
Jak już pisałam, po książkę sięgnęłam głównie przez tematykę. Sama także
zauważyłam ogromne uzależnienie od telefonów (przyznaję, sama w to wpadłam). I chociaż przed pierwszym
zapoznaniem się z fabuły nigdy nie pomyślałabym o scenariuszu, jaki przedstawia
autorka, to teraz wydaje mi się, niestety, bardzo możliwy.
Ogólnie cała historia nie składa się z usilnych prób przekazania nam
„oderwijcie się od waszych telefonów!”, co oczywiście jest wątkiem pobocznym.
Mamy tajemnicze stowarzyszenie, groźną nauczycielkę, niewyjaśnione sekrety,
zatajone kłamstwa, niewykryte spiski, niebezpieczeństwa i niepewność, komu
można zaufać.
Pisarka wplotła też, oprócz nieustannej obserwacji i zastanawiania się,
kto, gdzie i dlaczego, pare zagadek logicznych. Według mnie to bardzo dzobry
pomysł, bo nie dość, że czuliśmy się jak Rory, rozwiązując je razem z nią, to
jeszcze potem zostały one ładnie i dokładnie objaśnione.
W poście o wenie pisałam, żeby nie czytać innych recenzji książki, którą
chcemy opisać, bo- świadomie lub nie- możemy coś skopiować. Ja tym razem ten
błąd popełniłam podczas czytania, bo nie myślałam nawet, że kiedykolwiek
„Aplikację” skończę. No właśnie...Początek. Nawiązałam do innych blogów żeby
powiedzieć, że niemal na każdym z nich było choć raz wspomniane o niezbyt
zachęcającym początku. Z tym zgadzam się całkowicie, stuprocentowo i
bezsprzecznie. Dlatego mam dla Was jedną radę; nie sugerujcie się początkiem,
bo nie warto :)
W historii nawiązywały też liczne nawiązania do „Raju Utraconego”, książki
o wygnaniu Ewy i Adama z około 1850 r. Motyw co prawda fajny, bo pozwala poznać
nową książkę i spojrzeć na nią z innej perspektywy, ale, przynajmniej mnie, do
jej przeczytania zniechęcił. Cytaty wskazywały na starodawny styl pisania i
tematykę, którą już bardzo dobrze znam. Ale, oczywiście, gusta są różne ;)
Ocena: 4/5
Bohaterowie
Do Rory nie mogę się przyczepić, ale North wydawał się schematyczny. Innym
bohaterom, wykreowanym mocno nieidealnie, dość często zdarzało się niknąć w
tłumie-nie wspominając o tym, jak niewielu ich było. Około dziesięciu. Podczas
czytania, przyznaję, mi to nie przeszkadzało, ale na pewno za zaletę uznać tego
nie mogę.
Główna bohaterka to nastolatka, która ma sporo pozytywnych cech. Jest
niezwykle inteligentna, odważna, rozważna i nieustępliwa, sprytna i chłodno
myśląca. Nie boi się powiedzieć, co myśli i walczyć o swoje.
North, jak już wspominałam, nie wyróżniał się raczej z tłumu innych chłopaków
wspierając główną bohaterkę. Z irokezem, powiedzmy, że zabawny, pomocny i,
oczywiście, też bardzo mądry. Więcej o nim chyba nie mogę powiedzieć, bo po
prostu nie ma czego.
Ocena: 4/5
Styl
pisania
Wspominałam o mało zachęcającym początku, prawda?
Potem styl pisania widocznie się poprawił. Niestety, niewiele brakowało, a
odpadłabym na początku nie poznając cudeniek, jakie autorka dla mnie
zaplanowała.
Poza tym styl jest raczej prosty, fajnie oddaje klimat powieści i raczej
nie mogę się przyczepić.
Dodam jeszcze, może na usprawiedliwienie, że pani Miller to tak naprawdę aktorka
grająca w sporej ilości filmów. Może nie miała czasu, a może po prostu
poświęciła lata nauki nad grą, a nie nad pisaniem?
Ocena: 4/5
Okładka
Tutaj, wyjątkowo, nie mam żadnych zastrzeżeń- przednia część jest super
(chociaż ja, może, napisałabym tytuł w jednej linii, ale to tylko moje zdanie i
nie przeszkadza mi to w najmniejszym stopniu). Niby taka prosta, ale według
mnie grafik wykazał się dużą pomysłowością.
Czcionka mogłaby być do poprawy, ale to znowu tylko moje widzimisię. Opis
też ciekawy, strony fajnie zszyte, jak dla mnie bez błędów.
Ocena: 5/5
OCENA
KOŃCOWA: 17/20
PODSUMOWANIE:
„Aplikacja” Lauren Miller to
ciekawa, ale groźna historia o przyszłości, która ma większą szansę na
spełnienie niż epidemia zombie lub przylot kosmitów. Fabuła jest skomplikowana
i pełna zagadek, bohaterom grozi stałe niebezpieczeństwo, nie wiedzą, komu mogą
ufać, a my-nie ukrywam-z zaciekawieniem śledzimy ich losy. Ja zdecydowanie
polecam, w pewnym stopniu dla każdego, bez względu na zainteresowania.
~~Wiem, że post już był w tym tygodniu, ale wcześniej parę razy zdarzało mi się nie publikować nic przez tydzień albo i dłużej, więc chciałam to jakoś wynagrodzić :)