Długo się zastanawiałam, czy dodać tę recenzję. "Misja Ivy" to jedna z tych książek, które nienawidzisz, ale jednocześnie lubisz, nudzi cię, ale czekasz na kolejny tom, irytuje cię główna bohaterka, ale życzysz jej jak najlepiej. W końcu jednak się przemogłam. Coś czuję, że ciężko mi będzie o tym pisać, ale spróbuję. A Wy ocenicie efekt ;)
Ivy żyje w popularnej przyszłości, popularnie zniszczonej przez wojny atomowe i bakteriologiczne. Mamy też popularne miasto ogrodzone przez popularny mur ("Niezgodna?", "Igrzyska śmierci"? "Delirium"? Autorzy, błagam, kreatywności!) i popularną parę, nie mogądzą być razem (wszystkie jak wyżej plus tryliard innych?).I oczywiście wojnę i spisku przeciwko rządowi (jak wyżej, oczywiście. Na co komu oryginalność) Taa, wiem, że wstęp nie zachęca, ale po prostu musiałam go dodać.
Główna bohaterka żyje w Westfall, mieście liczącym około 10 tysięcy mieszkańców. Jest potomkinią przegranych- jej przodkowie i ród Latimerów stoczyli ze sobą walkę o władzę. Od odwóch pokoleń córy pokonanych wydawane są za synów zwycięzców. Ivy ma poślubić Bishopa-syna prezydenta. Niestety, w jej życiu nie ma miejsca na szczere uczucia. Otóż dziewczyna musi zabić swojego męża.
Niestety, czego nie przewidziała, w jej związek wkrada się nieproszona miłość. Ivy będzie musiała wybrać między swoim ukochanym a rodziną. Między nią samą, a przyszłością wielu młodych kobiet wydawanych za mąż wbrew swojej woli.
Fabuła
Powtórze się, mówiąc że tak mało oryginalna, że to aż bolało. Mur, przyszłość, wojna, nieznany świat-pisarze wałkowali ten temat już wiele razy, a jak widać nadal nie brakuje autorów, którzy uznają swoje dzieło za "jedyne w swoim rodzaju" i gratulują sobie kreatywności.
Poza tym pomysł był bardzo ciekawy. Nie mogliśmy przewidzieć ostatecznego wyboru Ivy, gdyż dziewczyna wahała się przez całą książkę. Co, w sumie, nie było plusem. Tylko ten element zaskoczenia "ratował" fabułę. Poza tym było to mdłe. Mdłe, ale wciągało.
Ocena: 2/5
Bohaterowie
Zacznę od Ivy. Mojej chyba-najbardziej-znienawidzonej-głównej-bohaterki-ever.
Każda jej decyzja była zdecydowanie, stuprocentowo nieprzemyślana. Miejscami miałam wrażenie, że po cichu użala się nad sobą (nie tylko ona wyszła za mąż z przymusu!), jednocześnie podziwiając samą siebie za odwagę i niezależność. Niezależność? I Ivy? Tak absurdalnego połączenia nie słyszałam nigdy. Dziewczyna, nie ukrywajmy, była wykorzystywaną, nie mającą swojego głosu ofiarą tak stworzoną, aby żyła w bańce swojej idealności. O ile się nie mylę, przez całą książkę podjęła dwie decyzję. I to, co zrobiła na koniec książki... Nie rozumiem tego i nigdy nie zrozumiem. NIKT, nikt nie postąpiłby tak jak ona. To nie było normalne i napewno nie prawdziwe.
Potem, rodzina głównej bohaterki. Tak źli, denerwujący i nieidealni, że nie wyobrażam sobie, aby tacy ludzie istnieli. Autorka chyba nieco przesadziła.
Iskierką książki był Bishop, którego nie znienawidziłam, a to duże osiągnięcie.Prawda, był dobry, sumienny i niezależny, ale sztuczny. W sumie to nie jego wina, że Pani Angel tak go wykreowała, ale niestety, punkty lecą w dół.
Ocena: 2/5
Styl pisania
Po dłuższym zastanowieniu się stwierdzam, że to chyba dzięki niemu skończyłam "Misję Ivy". Autorka, mimo sporej ilości niedociągnięć, pisze bardzo ciekawie i lekko. Zwykle udawało jej się mnie nie zanudzać.
Ocena: 5/5
Okładka
Okładka, nie ukrywam, nie jest okropna, przyciąga wzrok, ale przy kilku drobnych szczegółach można by ją uczunić niezwykłą.
Dziewczyna na okładce odrzuca włosy do tyłu. Nie widać szyi. Nie ukrywajmy, to nie wygląda ładnie. Ba, brzydko.
Brakuje mi tutaj też... jakichś kolorów, życia. Jedynym plusem jest ciekawe tło wmalowane w imię głównej bohaterki.
Ocena: 4/5
OCENA KOŃCOWA: 13/20
PODSUMOWANIE: "Misja Ivy" Amy Engel zdecydowanie ma "to coś", przez co czytelnik chce ją skończyć. Niestety, nie dodaje i nie wnosi do naszego życia nic, poza nerwami na główną bohaterkę. Tak było w moim odczuciu i odnoszę wrażenie, że nie jestem jedyna.
~~
Oto moje zdanie na temat "Misji Ivy". Czytaliście ją? Polecacie?
Pozdrawiam :)
PS: Aha, chciałabym wspomnieć o pewnym "przecudnym" obrazku krążącym po internecie. Otóż to dzieło twierdzi, że ta książka jest lepsza od "Niezgodnej" i "Igrzysk Śmierci". Moja rada- nie dajcie się oszukać. Nie jest :D
Ojoj, rzeczywiście mało oryginalna książka...
OdpowiedzUsuńI mało punktów dostała. Szczerze mówiąc, to w każdej książce znajdowałaś coś fajnego, jakiś plus. To znaczy, tu także znalazłaś plus, ale jest on mniej wyraźny niż w poprzednich recenzjach.
Po książkę nie sięgnę, to pewne.
Pozdrawiam,
Feltson
Starałam się jakoś ratować honor książki... Znaleźć jakąś mocną stronę...Było ciężko, ale przynajmniej ktoś to docenił <3 :D
UsuńNa razie sobie odpuszczę xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://coraciemnosci.blogspot.com/
Według mnie to dobra decyzja :D
OdpowiedzUsuń