1/29/2017

(#51) "Drżenie" M.Stiefvater

Jako że przeczytałam już aż 8 książek tej autorki, a dwie zrecenzowałam (jak na mnie to dużo :D), postanowiłam, że z Drżeniem nie może być inaczej. Zwłaszcza, że są wilki, jest zimna i przecudna okładka, a do tego bardzo dobre opinie - wszystko, czego szukam w książkach młodzieżowych. Seria Wilkołaki z Mercy Falls niestety była dla mnie sporym zawiedzeniem i cieszę się, że sięgnęłam po nią jako ostatnią, bo po niej nie zabrałabym się pewnie za Króla kruków (KLIK) czy Wyścig śmierci (KLIK).


Nastoletnia Grace jest dziewczyną z dobrego domu i wiedzie normalne, lekko nudne i zdecydowanie przewidujące życie. Niestety, jak zdążyłam się przekonać, w książkach młodzieżowych osobom takim jak ona musi, no po prostu musi coś się przytrafić. Tu nie jest inaczej - pare lat temu bohaterka została pogryziona przez wilki i znajdywała się o krok od śmierci. Uratował ją dziwny, choć przepiekny wilk o zapadających w pamięć złotych oczach.
Nastoletni Sam jest wilkołakiem. Przez cieplejsze pory roku staje się człowiekiem - chodzi do pracy i mieszka wraz z także przemienioną sforą. Gdy nadchodzi chłód, wszyscy zmieniają się w wilki i zamieszkują pobliskie lasy.
Przez traumatyczne przeżycia z dzieciństwa chłopak otrzymał znacznie mniej czasu jako człowiek - szybciej się przemienia i dłużej zostaje pod postacią zwierzęcia. Teraz czuje, że to jego ostatni rok. Niedługo okazuje się jednak, że w jego życiu jest o co walczyć i pojawia się pytanie - jak wiele jest w stanie zaryzykować?

Fabuła
Nie czytam raczej książek o wilkołakach, choć to raczej nie dlatego, że nie lubię tego tematu, a z powodu ich małej ilości. Kiedy myślę o tych stworzeniach, umiem wymienić jedynie Harry'ego Pottera (choć jest to raczej wątek poboczny) i Dary Anioła, gdzie także nie zagłębiamy się jakoś szczególnie w ich życie, sposób funkcjonowania itp. Dlatego właśnie Drżenie miało być dla mnie czymś nowym, niespotykanym. A co dostałam? Nudną, trochę bez emocji, trochę naciąganą historię o miłosnych problemach dwójki nastolatków. Akcji było mało, nie wspominając już o klimacie. Albo wiecie co? Wspominając. Po zastanowieniu stwierdzam, że to właśnie na tym zawiodłam się najbardziej. Miało być wilkowo, mroczno, magicznie, niebezpiecznie. Było bezuczuciowo i zdecydowanie zbyt "ludzko". Przed odłożeniem książki na miejsce chroniła mnie tylko myśl: "Ale to miało być takie świetne! To nie może się okazać...takie! NIE MOŻE. To będzie lepsze"... Tylko że trwało to do samego końca.
Zdradzę, że kolejne tomy są już lepsze (zwłaszcza, że pojawia się nowy bohater, którego dosłownie pokochałam, ale cała seria ma jeden wspólny mianownik - często trzeba się zmuszać, żeby czytać dalej).
Ocena: 3/5

Bohaterowie
Mogę tu opisać kogoś, kto pojawi się dopiero w drugiej części? Bo chciałabym dodać coś pozytywnego do tej smutnej, śmierdzącej zniszczonymi marzeniami i zdeptaną nadzieją recenzji :")
Grace nie polubiłam. Nie lubię niezdecydowanych, strachliwych dziewczynek, ale nasza bohaterka zdecydowanie przesadziła - choć w innym sensie. Była zbyt pewna siebie, i to nie w dobrym tego słowa znaczeniu. Ta cecha, niestety, utrzymywała się przez całą trylogię i naprawdę dziwię sie, że miała aż tylu znajomych i była aż tak doceniana.
Sam zraził mnie do siebie w drugą stronę - jak dla mnie był zbyt nieśmiały. I nie uroczo-nieśmiały, taki, przy którym ma się ochotę powiedzieć "ooooo". Rozumiem, że wiele przeszedł i zasługuje na nieco specjalne traktowanie i ocenianie...Ale nie będę ukrywać - na nim także się zawiodłam.
Osobą, którą najbardziej polubiłam (oczywiście jeśli chodzi o I tom) była Isabel. Zwykle dziewczyny takie jak ona w książkach są przedstawiane jako te złe, wymalowane blodynki w mini, które piskliwie śmieją się z biednej głównej bohaterki i próbują odbić jej chłopaka. Na szczęście autorka uratowała swój honor, w końcu obdarzając kogoś normalnym charakterem, sercem nie z kamienia i humorem. Kogoś takiego zdecydowanie mi brakowało!
Ocena: 3/5

Styl pisania
Ta książka ma w sobie coś uzależniającego. Masz ochotę ją odłożyć, bo w sumie się nudzisz, ale cały czas powtarzasz sobie: jeszcze jedna strona, jeszcze jedna strona. Czy to "zasluga" stylu pisania? To w ogóle wada czy zaleta?
Wydaje mi się, że już kilka razy wspominałam jak bardzo zawiodłam się na braku klimatu. Podobnie styl był zdecydowanie nie-klimatyczny. Przypominał młodzieżówko-romansówkę o amerykańskiej szkole, gdzie cheerleaderka umawia się z rozgrywającym, bo tak, mimo, że prawie się nie znają. Okej, może troszkę przesadzam. Sam spędził około sześciu zim jako wilk bez przerwy obserwując Grace, ale w Drżeniu zdecydowanie zabrakło czegoś, co zbliżyło ich do siebie. Po prostu nagle, nie wiadomo skąd i nie wiadomo kiedy zostali parą.
Ocena: 3/5

Okładka
Ogólnie powinnam być sprawiedliwa i, jak zawsze robię, ocenić tę okładkę, z którą czytałam mój egzemplarz. Ale, moi drodzy, świat nie jest sprawiedliwy *smutna muzyczka*


TA OKŁADKA JEST PRZEPIĘKNA.
TA OKADŁKA JEST PRZECUDNA.
TA OKŁADKA JEST PRZEŚLICZNA.
TA OKŁADKA JEST MEGA.
TA OKŁADKA JEST MAGICZNA
TA OKŁADKA JEST TAK IDEALNIE KOLORYSTYCZNIE DOBRANA
TA OKŁADKA JEST TAK KLIMATYCZNA




Dziękuję, skończyłam.
(Baardzo niechętnie odejmuję punkta za tę pierwszą okładkę, bo nie urzekła mnie jakoś szczególnie)
Ocena: 4/5

OCENA KOŃCOWA: 13/20
PODSUMOWANIE: "Drżenie" Maggie Stiefvater mogłabym podsumować jednym słowem: "zawód". Zabrakło mi klimatu, wilków i tego niepowtarzalnego czegoś, z czym stykałam się przy poprzednich książkach tej autorki. Bohaterowie w większości nie przypadli mi do gustu, a po zakończeniu nie miałam szczególnej ochoty na kolejne tomy. Na szczęście jakoś się przemogłam, bo w już w "Niepokoju" pojawia się ktoś, dla którego warto znosić naprawdę zbyt liczne niedoskonałości i niedopracowania tej serii.
Czy polecam? I tak i nie. Mam ogromną nadzieję, że moja niechęć do "Drżenia" to kwestia gustu, a nie tego, że jest to słaba książka.

~~
Nie zgadzam się. Ta recenzja nie miała tak wyglądać! W myślach tysiąc razy wyobrażałam sobie jak szczęśliwa siadam do komputera i zapełniam posta zachwytami. W tym momenie czuję się dwa razy bardziej rozczarowana :/

1/22/2017

(#50) "Baśniarz" A.Michaelis

O tej książce usłyszałam już gdzieś kiedyś od kogoś, a do tego widziałam ją na WTK, ale poza tym nie wiedziałam o niej kompletnie nic, więc z biblioteki wypożyczyłam ją na chybił trafił. I jak by ją tu opisać... Jest po prostu inna od tych, które zwykle czytam. Ale lepsza? Gorsza? I w jakim sensie "inna"?




Anna jest dziewczyną z dobrego domu w każdym możliwym wydaniu - ma kochającą rodzinę, wielkie mieszkanie, dobrze się uczy, nie chodzi na imprezy, gra na flecie, ma plany na przyszłość, W jej życiu wszystko jest uporządkowane - oprócz jednego elementu. Jest nim Abel.
Abel to chłopak ze złego domu w każdym możliwym wydaniu. Porzucony przez ojca, jego matka zniknęła, a on sam musi się opiekować sześcioletnią siostrą, Michi. Jest handlarzem narkotyków, tragicznie się uczy i zwykle jego największym marzeniem jest po prostu przetrwać kolejny dzień. Jego życie to jeden wielki znak zapytania - oprócz jednego elementu. Jest nim Anna.
Pewnego dnia dziewczyna podsłuchuje część baśni, którą chłopak opowiada siostrze. Zafascynowana, postanawia odkryć jego tajemnicę i prawdziwe "ja". Wszystko komplikuje się, gdy ofiarą morderstw pada kilka osób dziwnym trafem powiązanych z Ablem, a on staje się głównym podejrzanym. Do tego granice między baśnią a światem realnym zacierają się...

Fabuła
Pierwsze, o czym myśle pisząc "fabuła" to "klimat". Naprawdę niepowtarzalny. Baśniowy, niebezpieczny, a miejscami nawet przyjemnie ciężki. Nie wiem, jak to inaczej określić. Chociaż może to w sumie też jest cecha - o Baśniarzu ciężko skleić jakieś sensowne zdania, które mogłyby odzwierciedlać naszą opinię o nim. Chyba sami nie jesteśmy stuprocentowo pewni, co myślimy o tej całej historii. Są tam momenty, które nas wzruszają i obrzydzają, czyny bohaterów podziwiamy i krytykyjemy, podobnie jak ich charaktery.
W streszczeniu wspomniałam o morderstwach. Tutaj też mam coś do zarzucenia: rodzice nastoletniej dziewczyny słyszą o kilku mordestwach w ich małym miasteczku. Nie dziwi ich to ani trochę, nie rozmawiają o tym z córką, nie ostrzegają jej. Niedopracowanie? Bo aż ciężko uwierzyć, że miałby być to celowy zabieg.
Pani Michaelis kreuje całość tak, by główne podejrzenia nieustannie padały na Abla. Nam oskarżenia także wydają się logiczne - no ale że prawie główna postać ma być tą złą? Przecież to zawsze ktoś inny jest mordercą, zdrajcą, to by było zbyt orygialne... Nie zdradzę Wam oczywiście prawdy, ale zdradzę, że jest na pół zaskakująca, a na pół nie. W połowie domyśliliśmy się jej kilka rozdziałów wcześniej, z drugiej strony takie rozwiązanie to dla nas całkowita nowość. Jak się z tym czuć? Co o tym sądzisz? Zacytuję tu słowa pewnej osóbki: Chyba sami nie jesteśmy stuprocentowo pewni, co myślimy o tej całej historii. I na tym zakończę.
Ocena: 4/5

Bohaterowie
Bardzo ciekawym pomysłem było wprowadzenie dwóch płaszczyzn: rzeczywistej, czyli z  Anną, Ablem i Michi oraz baśniowej - z Małą Królową, Latarnikiem, Pytającym i Odpowiadającym. Chłopak był naprawdę uzdolniony, jego opowieść była lekka, zaciekawiająca, a co najlepsze, jej bohaterowie mieli swoje odpowiedniki w świecie prawdziwym, np. Królowa Skał była wzorowana na jego siostrę, Anna - na Różaną Dziewczynkę itp. Dzięki temu zabiegowi autorka idealnie pokazała, co siedzi w głowie Baśniarza, mimo, że nie był on głównym bohaterem czy narratorem.
Myślę, że pownnam teraz trochę przybliżyć Wam kilka postaci, bo zdecydowanie odróżniają się one od innych, typowych dla książek młodzieżowych.
Anna to dziewczyna z dobrego domu. Co może nie jest już zbyt oryginalne, poznaje badboy'a, Abla, i "schodzi na złą drogę" - okłamuje rodziców, opuszcza lekcje. To, co tak bardzo mnie w niej zaskoczyło, był sposób jej myślenia. Jak dobrze rozumiała Abla, mimo, że nigdy nie była nawet w połowie tak złej sytuacji jak on. Jak szybko zaakceptowała jego charakter i codzienność.
Co do Baśniarza, to mam do niego mieszane uczucia. Niby powinien być idealny - opiekuje się samotnie młodszą siostrą, dla której zrobiłby dosłownie wszystko, ale było kilka scen, które nieodwracalnie zmieniły to, co o nim myślę. I nawet tak smutne, wzruszające zakończenie nie mogło tego zmienić.
Zwykle w tym właśnie momencie skończyłabym gadać, ale jeszcze jedna osoba zasługuje na to, by o niej wspomnieć. Choć może bardziej - osóbka. Mówię tu o małej, zaledwie sześcioletnej Michi. Dziewczynce, która nie rozumie dokładnie, co się dookoła niej dzieje, ale przetwarza to na własny sposób, stara się, jest szczera, urocza i dosłownie niedoniepolubienia. Wydaje mi się, że była ona jedynym jasnym, świecącym i niezmiennym elementem w całej tej...lekko nienormalnej historii, że tak to nazwę :D
Ocena: 5/5

Styl pisania
I tutaj zależy kiedy. Płaszczyzna baśniowa była napisanie idealnie, jak wspomniałam, z naprawdę niepowtarzalnym klimatem. Nic dziwnego, skoro tworzył ją Abel.
Pozostała część historii wypadła troszkę gorzej. Początek był trochę sztywny i wymuszony. Dialogi były niemal martwe, a ja niejednokrotnie miałam ochotę odłożyć książkę i nigdy do niej nie wracać. Na szczęście w miarę rozwijania się akcji całość się poprawia, ale słabe rozpoczęcia to jedno z najgorszych rzeczy, które mogą się przytrafić jakiejkolwiek lektórze.
Dalej, nieco dziwiło, a nieco nawet denerwowało mnie zwracanie się do głównej bohaterki pełnym imieniem.
Co u ciebie, Anno?
Naprawdę tak sądzisz, Anno? Ja uważam trochę inaczej.
Okej, całość dzieje się w Niemczech, gdzie są inne zwyczaje imienne (co?) niż u nas. Był to po prostu błąd tłumacza, ale niestety dość uciążliwy. Gdyby "Anna" pojawiała sie jedynie w wypowiedziach narratora, np. powiedziała Anna, pewnie nawet nie zwróciłabym na to uwagi. Ale w wypowiedziach nastoletnich postaci brzmiało to dość...sztucznie.
Ocena: 3.5/5

Okładka
Ładna, ale przeciętna. Niewybijająca się. Nieoddająca dokładnie tego klimatu. Przyznaję co prawda, coś baśniowego w sobie ma, ale baśniowego... inaczej.
Ocena: 4/5

OCENA KOŃCOWA: 16.5/20
PODSUMOWANIE: "Baśniarz" Antonii Michaelis to smutna, wzruszająca opowieść o dziewczynie z dobrego domu, którą los zupełnym przypadkiem poznaje z outsiderem, handlarzem narkotyków i wagarowiczem. 
To także opowieść o utalentowanym, wrażliwym nastolatku, który musi opiekować się młodszą siostrą. Kocha ją bez granic i jest w stanie poświęcić dla niej wszystko.
To także opowieść o dwóch zabójstwach i nieuchwytnym mordercy, który zręcznie zaciera ślady.
Wszystkie te wątki łączą się w smutnym, wzruszającym zakończeniu, które na długo pozostaje w pamięci.
Mimo, że "Baśniarz" to nie moja tematyka naprawdę nie żałuję, że po niego sięgnęłam i Wam też to polecam.
~~
Co sądzicie o tej książce? Słyszeliście o niej? Czytaliście? Macie zamiar? :)


1/14/2017

(#49) "Nerve" J.Ryan

Pisząc tę recenzję musiałam się poważnie zastanowić, co sprawia, że książkę czyta się szybko. Dużo czy mało akcji? Wciągające czy powierzchowne przygody? Świetnie czy mdło wykreowani bohaterowie? Bo Nerve napewno mogę zaliczyć do sukcesu - pozycji przeczytanych jednym tchem, w trochę ponad jeden wieczór, ale w sumie do tej pory nie jestem pewna, co za nim stało.

Zdjęcie wyjątkowo nie moje, bo bardzo mądrze oddałam książkę do biblioteki zanim zdecydowałam zrobić jej recenzję :")

Typowa szara myszka, dosłownie dziewczyna za kurtyną - bo pracująca przy szkolnych przedstawieniach jako makijażystka - pod wpływem chwili i chęci zaimponowania chłopakowi, który jej się podoba, postanawia wysłać swoje zgłoszenie do internetowej gry Nerve. Sami organizatorzy opisują ją: to jak "prawda czy wyzwanie", ale zapomnij o prawdzie.
Uczestnicy tej gry muszą robić dziwne, czasem niebezpieczne, a czasem mające wpływ na ich życie codzienne i towarzyskie zadania. Dzięki (nie)szczęśliwemu przypadkowi, filmik z zadaniem Vee, sfilomowany przez jej najlepszego, bardzo niechętnie patrzącego na grę przyjaciela, Tommy'ego, zdobywa ogromną popularność, a ona sama dostaje propozycje wzięcia udziału w kolejnych challengach. Twórcy obiecują jej sławę i nagrody rzeczowe lub pieniężne.
W pewnym momencie gra przestaje być tylko niewinną zabawą, do tego dzieloną z niezwykle przystojnym Ianem. Co ludzie poświęcą dla pieniędzy? Jak niebezpieczny jest internet?

Fabuła
Jeśli umiem liczyć (a nie umiem), oprócz czasu czekania wyrażonego w jednym zdaniu (np. "minął tydzień..."), całość trwa łącznie około dwóch dni, może nawet mniej. Co oczywiste, autorka po prostu musiała na maksa zapełnić wyznaczony przez siebie czas. Akcja, nowe, coraz to kreatywniejsze zadania, bardzo szybko - nawet za szybko - rozwijający się wątek miłosny... Nie mówię, że takie rozwiązanie mi się nie podobało, bo dosłownie nie mogłam się oderwać, a samą książkę przeczytałam w nieco ponad jedno popołudnie, ale przez takie wykreowanie świata i bohaterów wszystko było nietrwałe, historia zaczęła się, trwała i skończyła niewiadomo kiedy. Wszystko działo się w takim pośpiechu...
Ogólnie sam pomysł był dobry. Uwielbiam fabułę opartą na grze i wykonywaniu rozmaitych zadań (właśnie, jeśli taką znacie, możecie polecić :D), przez co pewnie jeszcze szybciej pochłaniałam Nerve. Zakończenie też było oryginalne, choć trochę brutalne, a ja miejscami czułam się tak zdenerwowana jak bohaterowie. Ale, jak mówiłam, jak dla mnie wszystko było robione i mówione w takim pośpiechu, bez chwili przerwy...Mimo tego, że lektura mi się podobała to coś czuję, że szybko o niej zapomnę.
Ocena: 3.7/5

Bohaterowie
Przez ten cały pośpiech zżycie się z bohaterami i lepsze poznanie ich było dość trudne. Nawet lepsze zrozumienie Vee, głównej bohaterki i narratorki, graniczyło z cudem, zwłaszcza, że towarzyszymy jej w momencie kompletnych zmian w życiu czy charakterze. Nie znaczy to, że jej nie polubiłam - na pewno nie trafia ona na listę moich ulubionych postaci, bo była wykreowana na tyle przeciętnie, że pewnie niedługo o niej zapomnę, ale wierzcie mi, zdarzało mi się trafiać na dużo gorsze narratorki :D
Co do Iana, to był on moją ulubioną postacią. Wid było, że autorka chciała z niego zrobić idealnego, kochanego chłopaka, do którego każda czytelniczka będzie wzdychać, ale, przynajmniej u mnie, dość mocno jej to nie wyszło. Samego chłopaka bardzo polubiłam i nie przeczę, że ma sporo pozytywnych cech, ale jemu także zabrakło tego "czegoś".
Jak dla mnie jednym z najgorszych motywów - najsłabszych, najmniej przemyślanych i po prostu zbyt niewiarygodnych - był wątek miłosny. Ryan tak bardzo poszła na skróty... Vee wie, że jej najlepszy przyjaciel, Tommy, jest w niej zakochany, ale nie robi nic, aby jakoś wyjaśnić te sprawę, a z Ianem całuje się nieco po drugim wykonanym wspólnie zadaniu. Nie za szybko trochę? Zero uczuć, zero emocji. Co prawda on sprawdza się w roli idealnego boyfrienda, ale samej książce dużo lepiej by wyszło, gdyby tego związku nie było, albo gdyby dostał troszkę więcej szczerości.
Ocena: 3.5/5

Styl pisania
Dużo przygód robi swoje, ale bez dobrego stylu pisania nawet najciekawsza książka mogłaby się dłużyć. A jeśli mamy pędzącą akcję, a do tego jeszcze lekkie pióro...Nic dziwnego, że Nerve przeczytałam tak szybko, a moje myśli zaprzątało tylko to, co działo się na danej stronie.
Sposób prowadzenia narracji sprawiał, że czuliśmy się, jakbyśmy sami tam byli, a co więcej - sami przeżywali te wszystkie niebezpieczeństwa. Tutaj nie mam nic do zarzucenia :)
Ocena: 5/5

Okładka
Niestety tego nie widzicie (a ja w tym momencie jeszcze bardziej żałuję, że nie porobiłam zdjęć :") ), ale tył książki też jest zaprojektowany - widnieje na nim Ian (Dave Franco), także klikający napis "graczem". Ogólnie ten pomysł bardzo mi się podoba, dodaje takiej...nowoczesności, pokazuje, że wszystko dzieje się w dobie internetu. I teraz tylko kwestia osobista: fioletowy nie pasuje do zielonego. I to wszystko. Ale mi to trochę przeszkadzało :D
Ocena: 4.7/5

OCENA KOŃCOWA: 16.9/20
PODSUMOWANIE: "Nerve" Jeanne Ryan to książka o niebezpieczeństwach internetu i tego, byśmy nie ufali ślepo w to, co w nim znajdziemy. Sama pozycja należy raczej do tych przeciętnych, niewybijających się jakoś szczególnie; mamy w niej szybką akcję, słabo i dobrze wykreowanych bohaterów, uroczy, ale zbyt szybko nakreślony wątek miłosny... Ja nie żałuję, że przeczytałam, ale coś czuję, że szybko o niej zapomnę i nie będę czuła zbyt wielkiej potrzeby, aby sięgnąć po nią ponownie.

 
 ~~
Okej, przyznaję, wiązałam co do tej książki troszkę większe nadzieje, ale nie znaczy to, że się zawiodłam. No dobra, może minimalnie - ale to dlatego, że oczekiwałam czegoś super, a dostałam coś... okej :) 

1/08/2017

Dla fanów czytania, angielskiego i czytania po angielsku | Wydawnictwo [ze słownikiem]

Cześć! 
Dziś na moim blogu coś troszkę innego niż wcześniej, bo będę co prawda recenzować książki, ale
a) Nie będę tego robić sama
b) Nie będzie nic o fabule, stylu pisania i bohaterach, choć znajdziecie coś o okładce
c) Fani nie tylko czytania, ale i angielskiego znajdą tu coś dla siebie.
Żeby już nie przedłużać, przejdę do rzeczy. Dzisiaj dowiecie się trochę o Wydawnictwie [ze słownikiem]. Dostałam od nich (za co bardzo dziękuję! :) ) trzy książki: Pollyannę, Alicję w Krainie Czarów i Sherlocka Holmes'a. Żeby było ciekawiej, poprosiłam o pomoc dwie koleżanki z klasy, Hanię i Agnieszkę. Dzięki temu będziecie mieli możliwość poznania kilku punktów widzenia. A na razie - zapraszam! 





Chyba nigdy Wam o tym nawet nie wspominałam, ale czytanie i angielski to jedna z moich największych pasji. Ale nie wiedzieć czemu, przekonać się do książek obcojęzycznych nie mogłam nigdy. Jak było teraz?
Zacznę może od tego, że Wydawnictwo [ze słownikiem] wpadło na genialny pomysł. Co do większości, nie mogłabym wiele zarzucić. Na początku był słownik - według tego filmiku (polecam zainteresowanym :) ), jeśli ktoś zna te słówka,  bez większego problemu zrozumie 80% treści. Dalej, na marginesie każdej strony znajduje się słowniczek najtrudniejszych słów znajdujących się w tekście. Niestety, tutaj mam uwagę - tłumaczenia podane były w kolejności alfabetycznej, przez co znajdywanie wyrażenia, którego akurat szukałam, zajmowała mi zdecydowanie za dużo czasu, żeby móc cieszyć się przyjemnością czytania. Do tego, do jednego słówka podane były jego wszystkie znaczenia, np. invalid - inwalida, niepełnosprawny, nieważny, bezpodstawny. Według mnie lepszym pomysłem byłoby podać tylko interesujące nas znaczenie.
Pod koniec całej lektury znajdziemy słownik wszystkich zwrotów użytych w książce - mój życiowy cel to poznać je wszystkie :D
Co do oprawy graficznej, to sporej ilości osób nie przypadła ona do gustu, ale według mnie nie jest zła. Taka prosta, nieprzesadzona - choć wiem, że dla większości jest ona zbyt prosta i nieprzesadzona.  
Podsumowując, bardzo się cieszę, że taki projekt powstał i że miałam okazję się z nim zapoznać. Jak wspomniałam w tytule, jest to coś dla fanów czytania, angielskiego i czytania po angielsku. Dzięki temu nie dość, że poprawicie swój agielski, to jeszcze będziecie mieli okazję poznać najsławniejsze dzieła w oryginale - a to coś zupełnie innego niż tłumaczenie na polski :)


Niedawno powstałe Wydawnictwo ze Słownikiem wpadło na świetny pomysł, aby połączyć radość płynącą z czytania książek z doskonaleniem języka obcego. Wybór powieści jest według mnie całkiem urozmaicony. Wśród oferowanych pozycji znajdują się między innymi "W 80 dni dookoła świata", "Przygody Sherlocka Holmesa" czy "Alicja w krainie czarów". Myślę, że warto zdecydować się na choćby jedną z książek. Kiedy doszłam do połowy jednej w powyżej wymienionych lektur, odniosłam wrażenie, że trochę wzbogaciłam swój zasób angielskich słówek. Jeśli chodzi o praktyczne zalety tych powieści, to wymienię tutaj powiększoną czcionkę przyspieszającą czytanie, wyróżnione wyrazy, których znaczenia możemy nie znać, a także słowniczek na marginesie, co do którego jednak mam kilka małych uwag. Po pierwsze, trzeba dosłownie po nim "latać" wzrokiem- zajmuje to sporo czasu. Po drugie, zauważyłam, że niektóre słówka niepotrzebnie powtarzają się w nim kilkakrotnie.
Wszystkie okładki wyglądają prawie identycznie, co działa na niekorzyść dla ogólnego wizerunku książki. Poza tym osobiście polecam poświęcić uwagę tytułom Wydawnictwa ze Słownikiem, bo stanowi to okazję do zestawienia przyjemnego z pożytecznym.



Uważam, że wydawnictwo [ze słownikiem] wpadło na genialny pomysł. Taka forma ułatwia czytanie osobom, które dopiero uczą się angielskiego i mają dość ograniczone słownictwo, ale także tym, którzy angielski umieją już na dobrym poziomie, lecz nie na tyle dobrym żeby przeczytać książkę nie męcząc się przy tym. Przebrnięcie przez treść lektury nie było dla mnie bardzo trudne, choć mam kilka uwag. Po pierwsze, żeby całkowicie móc porwać się książce polecam przynajmniej zapoznać się  ze słownictwem na początku książki, gdyż podane słowa dość często pojawiają się w tekście. Dalej, marginesy zajmują dość dużą powierzchnię strony, głównie poprzez niepotrzebne wypisanie kilku znaczeń danego słowa, w momencie gdy potrzebujemy tylko jednego, konkretnego. Poprzez to ilość stron jest zwiększona. I ostatnia uwaga - nie do końca przypadła mi do gustu czcionka książki, lecz to raczej zależy od osobistych preferencji czytelnika. Oprawa graficzna książek wydawanych przez wydawnictwo Ze słownikiem jest dość specyficzna. Nie każdemu przypadnie do gustu jej minimalistyczny wygląd i brak cech wyróżniających poszczególne tytuły. Książki są podzielone gatunkami np. książką dla dzieci odpowiada zielony akcent na okładce, a literaturze science fiction fioletowy. Podsumowując uważam, że taka forma książki jest warta zainteresowania i ma ogromny potencjał. Bardzo dziękuję za możliwość spróbowania czegoś nowego.
~~
Tak się nasłuchaliście o tych okładkach, marginesach itp. Może najlepiej byłoby to po prostu zobaczyć? :)



I jak Wam się podoba taki pomysł? Jak wspomniałam, dla mnie było to coś zupełnie nowego, ale bardzo się cieszę, że Wydawnictwo [ze słownikiem] do mnie napisało. Jeszcze raz baardzo dziękuję i życzę jak najwięcej sukcesów! :)